Od samego rana próbuję nadać paczki z rzeczami do Polski na
uczelnianej poczcie. Ok. 40 kg własnoręczne przewiezione na „pożyczonym” wózku
z Tesco. Na dwa razy. Przenoszenie paczek wte i wewte. Psuje się waga. Wyciągam pożyczoną
od Hiszpanki-Afriki. Pani na poczcie dziwi się, że w torebce mam łazienkowa
wagę, ale nie pyta tylko ważymy, mierzymy, zamawiam kuriera, drukuję, kleję, idę
na uczelnię, załatwiam erasmusowe papiery, szukam profesorów, którzy właśnie mają
lunchowa przerwę. Znajduję ich w końcu, dostaje papiery, dobre rady i całusa.
Idę szybko do Tesco po składniki do muffinek, które
zamierzam upiec.
Biegnę do mieszkania, biorę prysznic, piekę 3 blachy
muffinek dla przyjaciół na pożegnanie. Kiedy rosną w piekarniku kończę naprędce
rysunkowe prezenty. Była umówiona z Francuzem Arnoldem na lekcje pieczenia naleśników.
Piszę więc, że się spóźnię. On, że nie
ma problemu. Kiedy tylko muffinki są gotowe, wybiegam z domu. Biorę ze sobą
prezent urodzinowy dla Hiszpanki, co to obiecałam być na urodzinach a figa z
makiem, bo będę w Polsce. Pieczemy naleśniki, gadamy z Francuzami, zostaję
obcałowana i pożegnana. Nagle wpada Konrad, każe nam iść do mojego domu.
Szybko. Bo tak. Arnold trzema zdecydowanymi ruchami pakuje naleśniki, muffinki
w papier i chowa do plecaka. Idziemy do mnie. Nikt nie odpowiada na moje
pytania. Wchodzę do mieszkania kiedy nagle… w salonie czeka na mnie tłum ludzi.
Znajomych i współlokatorów. Stół zastawiony po brzegi. Do którego wyciągnięte z
plecaka Arnolda dołączyły moje muffinki i jeszcze ciepłe naleśniki.
Pierwszy raz w życiu miałam swoje własne przyjęcie-niespodziankę!
Jedyne co przyszło mi wtedy do głowy to –Nieeeeeeeeee!
Co tez spontanicznie z siebie wykrzyczałam.
Okazało się, że organizowali wszystko od kilku dni. A na 3
minuty przed moim przyjściem do Arnolda, ten skończył piec dla mnie jabłkowe
ciasto, które pospiesznie przed moim wyjazdem wręczył Sergiemu.
Do ostatniej chwili trzymali mnie w niepewności. Nie
zdradzili się nawet słówkiem!
Co za ludzie!
I jak tu ich nie kochać?
Więc odwdzięczyłam im się niespodzianką. Każdy dostał pocztówkę z portretem i podziękowaniami. Na niektórych znalazły się dymki z charakterystycznymi tekstami.
Tutaj całość. Niestety nie wszystkie mogłam dostarczyć do rąk własnych, więc w najbliższym czasie wyślę pocztą.
A na "do zobaczenia" (nie na pożegnanie, tfu! broń Boże!) dostałam zeszycik. Ze zdjęciami i pozdrowieniami we wszystkich językach :)